Zapraszam do zapoznania się z naszymi obserwacjami dotyczącymi łowienia kleni na sztuczne przynęty metodą spinningową.

 

Oczywiście nie jest to kompendium wiedzy o tej fascynującej rybie.

 

To tylko zbiór informacji znad wody. Naszych i naszych Kolegów.

 


 

Łowienie kleni na przynęty przypominające nieporadnego robaczka, który nieopatrznie dostał się do wody jest dla mnie sztuką, zawsze przygodą i najbardziej przypomina to, co w wędkowaniu kocham. Prawdziwe polowanie. Uwielbiam tą ciszę, którą za chwilę przerwie chlupot walczącej ryby. Silnej, zdrowej ryby drapieżnej. Uwielbiam czuć jej siłę i determinację. Niesamowita jest adrenalina, która towarzyszy podbieraniu. Uda się? Czy spadnie? Gdy zwracam rybie wolność czuję się wygrany podwójnie. Po pierwsze złowiłem, mam przyjemność, mam zdjęcie, po drugie – przecież mogłem ją zabić. Według naszego regulaminu nie łamię prawa zabijając ryby. Ale według mojego regulaminu wypuściłem pięknego klenia do rzeki. Zarybiłem rzekę dorosłym kleniem! Nie dlatego, że martwi mnie stan polskich wód, że ratuję środowisko naturalne. Raczej dlatego, że kleń którego przed chwilą złowiłem interesuje mnie żywy. Waleczny, piękny. Jego mięso interesuje mnie znacznie mniej, gdyż jestem wędkarzem. Nie kucharzem.

Jak sprawić, żeby wędzisko drgnęło, później pulsowało rytmicznie i żeby woda ożyła? Poświęciłem wiele lat temu, żeby na to pytanie mieć gotową odpowiedź. Na szczęście jednak takiej odpowiedzi nie ma. W XXI wieku wiemy o kosmosie i prawach fizyki więcej niż o tym, dlaczego w danym dniu będzie większa szansa na złowienie ładnej ryby niż dnia następnego. Splot kilku czynników i świadoma eliminacja błędów to klucze do sukcesu. Tymi czynnikami są według mnie – woda, w której żyją ryby, pogoda na tyle znośna, żeby dało się łowić, obecność nad wodą wędkarza z wędką. Błędy natomiast to złe podejście do łowiska, źle dobrana przynęta, źle dobrany zestaw, łowienie bez wyobraźni. Spróbuję omówić wymienione elementy w odniesieniu do łowienia kleni w rzekach. Dużych jak Odra, Wisła, Warta i małych jak moja ulubiona Widawa, Oławka i setki innych w Polsce.

Zacznij od rozejrzenia się za wodą, w której żyją ryby. Obejrzyj mapę najbliższej okolicy, poszukaj niebieskich kresek. Te małe niepozorne rzeczki mogą być skarbem kryjącym w sobie ogromny wędkarski potencjał. Trzeba porozmawiać ze znajomymi wędkarzami, trzeba popytać w sklepach wędkarskich i gromadzić jak najwięcej informacji o tych rzeczkach. Nawet w miejscu często odwiedzanym przez amatorów spławika czy łowienia z gruntu mogą mieszkać piękne klenie. Mimo tego, że miejscowi łowią tylko okonki i uklejki. Jeśli masz już upatrzone łowisko jedź tam w najbliższym czasie. Choćby na godzinkę, choćby bez wędki. Popatrzysz, pospacerujesz, może coś zobaczysz? Jakąś zbiórkę z powierzchni? Błysk ryby? Szary kształt na tle piasku? Obserwuj piasek aż do granicy dołków. Dołki są zawsze ciemne i tam ryby nie wypatrzysz, ale czasami na granicy zobaczysz błysk, cień, cokolwiek. Okulary polaryzacyjne są niestety nieodzowne. Obserwuj trawy, zacienione miejsca pod gałęziami drzew. Staraj się nauczyć dna, typuj ciekawe miejsca. Tam będziesz łowił. Co do pogody to jest na ten temat wiele teorii, ale generalnie sprawa jest do pominięcia. O ile zabezpieczysz się przez komarami i nie ma burzy z gradem wielkości ziemniaków – łowimy. Dobrze by było, żeby woda była czysta. W mętnej wodzie szanse spadają dramatycznie. Jesteś? Masz wędkę? Kołowrotek? Porozmawiajmy chwilę o Twoim zestawie. Jeśli jesteś początkującym wędkarzem kup sobie tani sprzęt. Lepiej nieco zbyt delikatny niż o wiele za mocny. Kołowrotek niewielki, wielkości 2000, wędzisko o długości około 270cm c.w. do 14g, żyłka 0,16. Takim sprzętem pobawisz się w łowienie każdej ryby na każdej wodzie, może oprócz miotania ciężkimi przynętami szczupakowymi. Jak nabierzesz doświadczenia, to skompletujesz sobie zestaw według własnych potrzeb i nikt nie będzie musiał Ci podpowiadać czy na Twoją rzekę 270 czy 300mm to odpowiednia długość kija. Gotowy? Montujemy zestaw i rzucamy.

Ha ha! Nie! Nie rzucamy. Teraz zaczyna się naprawdę trudna część polowania. Pisałem o częstym błędzie polegającym na łowieniu bez wyobraźni. Nie rzucaj jeszcze! Najpierw pomyśl. Mamy do czynienia z małą rzeczką. (O dużej nieco później). Szerokość powiedzmy około 15m, głębokość od kilku centymetrów do 2 metrów w dołkach. Ciężki teren, trawy, pokrzywy, pająki, powalone drzewa, dziury, rowy, dziki, wsciekłe psy, bobry i przy odrobinie szczęścia łasiczki. Tu łowisz. Zawiąż imitację chrabąszcza. Zawiąż, a nie zaczepiaj do agrafki. Agrafka nawet najmniejsza płoszy ostrożne klenie. Musisz opanować węzeł Rapali i go stosować. OK, już masz robala na końcu zestawu, już chcesz łowić. Pomyśl o tym, że klenie są u siebie w domu. Znają każdy kamyczek na tym odcinku rzeki, wiedzą gdzie pada cień gałęzi i uwierz mi – im bardziej będziesz szanował klenia jako inteligentnego przeciwnika – tym lepsze będą wyniki. Wyobraź sobie, że jesteś złodziejem, że w nocy chcesz podejść pod czyjeś okno i skubnąć mu kilka doniczek z parapetu przez otwarte okno. Jak się do tego zabierasz? Wstrzymujesz oddech? Jesteś wyczulony na każdy hałas? Trzask gałązki pod butem powoduje skok ciśnienia? Pies szczekający w oddali również? To samo musisz robić nad wodą. Musisz klenia podejść tak, żeby nic nie wzbudziło jego podejrzeń. Chrabąszczem daleko nie rzucisz. Kilka metrów najwyżej. Czyli kleń musi być zupełnie spokojny i ciągle być zainteresowany żerowaniem, żeby go złowić. Częstym błędem jest wypatrywanie kleni i łowienie tych upatrzonych. Niestety, ale z rzadkimi wyjątkami, jeśli Ty widziałeś klenia w rzece to on widział Cię już znacznie wcześniej. Będzie sobie pływał, będzie krążył, nawet coś zajadał, odprowadzał przynętę, ale w woblerka nie uderzy. Cwaniak po prostu. Czyli podejście do łowiska. Jak komandos. Znikasz, wtapiasz się w tło. Idziesz przez krzaki powoli, przyklejasz się do drzew, chowasz za wystającymi trzcinami. Preferuję łowienie w samotności, ale jeśli łowisz z kolegą to lepiej głośno rozmawiać niż potrącić do wody kamień. Jeśli brodzisz w rzece to chodzisz powoli, w dół rzeki i starasz się nie podnosić mułu. Latem często jest tak, że rzeka płynie bardzo wolno, stan wody jest bardzo niski – wtedy staram się iść z prędkością niesionego z prądem mułu. Nie obławiam wtedy całej rzeki, tylko najciekawsze miejsca – okolice zwalonych drzew, nawisów i głębokie doły na zakrętach.

Co robić z tym chrabąszczem, czyli fakty i mity dotyczące przynęty magicznej. Chrabąszcze są pływające i pierwszy etap prowadzenia do swobodny spływ przynęty. Rzucamy w ciekawe miejsce, najczęściej w poprzek rzeki lub nieco w dół, pozwalamy robalowi płynąć z prądem i nie wykonujemy żadnych dziwnych ruchów szczytówką. Wszelkie porady, które można wyczytać w internecie, że warto potrząść robakiem, przytrzymywać go na chwilę w nurcie i znowu spławić to brednie. Kleń odwróci się od przynęty jak tylko zauważy jakikolwiek nienaturalny ruch. Dlatego należy mieć otwarty kabłąk kołowrotka i delikatnie wysnuwać żyłkę tak, żeby wobler płynął bez utraty tempa, równo z nurtem. Oczywiście zdarza się, że branie następuje zaraz po wpadnięciu przynęty do wody, więc trzeba zachowywać czujność i mieć rękę w pogotowiu do szybkiego zamknięcia kabłąka i zacięcia. O samym zacinaniu za chwilę. Wobler spływając swobodnie dociera do miejsca, w którym możemy spodziewać się zaczepu, albo jest zniesiony pod nasz brzeg. Wtedy zaczynamy prowadzenie. Nie za wolno, kleń jak będzie miał ochotę zaatakować to zdąży w ułamku sekundy wyskoczyć z trawy i uderzyć. Lepiej wykonać kolejny rzut kilka metrów dalej niż wolno prowadząc woblera tracić czas. Obecnie spotykane chrabąszcze przy prowadzeniu nie zanurzają się wcale (chrabąszcze smużące), albo zanurzają się na około pół metra, Bromba smuży powierzchnię cały czas bez zanurzania się.

Zacięcie. Tu nie ma niestety dobrej rady. Klenie spadają, uderzają z impetem i głośnym pluskiem a na wędce luz… Wydaje się, że najlepszym sposobem jest jednak odczekanie na pierwszy znak od blanku wędki, że ryba „siedzi”, a tego przy swobodnym spływaniu zrobić się nie da. Zaciąć trzeba, ale nie zrażaj się jak będziesz miał dziesięć brań a wyjmiesz jednego klenia. W końcu chodzi o adrenalinę a nie o ilość.

Holowanie dużego klenia na delikatnej żyłce jest zawsze ryzykowne. Ryba ma do dyspozycji ogromnie dużo patyków, o które może się zaczepić, próbuje uciekać w okolice powalonych drzew, w trawy itp. Do tego nie można dopuścić, chociaż jeśli rzeka jest niewielka to wyplątanie klenia z traw może być akurat niezłym pomysłem. Ja łowię bez podbieraka, ale muchowy podbierak doczepiany do kamizelki na plecach przy odrobinie wprawy zwiększa szanse wędkarza. Jeśli podbierasz rybę ręką to pamiętaj o tym, żeby na chwilę włożyć rękę do wody przed podebraniem. Suchą ręką zrobimy jej większą krzywdę. Po wyholowaniu odkładamy wędkę, mierzymy rybkę, jeśli rzeczywiście jest spora robimy szybciutko zdjęcie i wypuszczamy. Umówmy się, że fotografujemy te powyżej 40cm ok? Jeśli nie chce Ci się nosić statywu żeby zrobić sobie zdjęcie z rybą połóż wędkę, ręką chociaż trochę zmocz trawę, rybę połóż obok wędki i cyknij ze dwa – trzy razy. Zawsze to lepsza pamiątka niż zdjęcie zrobione samemu sobie z ręki. No i widać długość ryby. Po sfotografowaniu rybę delikatnie wypuść. Nie wyrzuć do rzeki, ale włóż i potrzymaj chwilę. Sama odpłynie Ci z rąk. Nie kładź ryby na suchym pasku, na ostrych wysuszonych trzcinach. Miękka mokra trawa będzie idealna. Choćby zwilżona ręką. Oczywiście pisałem cały czas i chrabąszczach, ale Insekty to dokładnie taka sama przynęta.

Duża rzeka (przede wszystkim Wisła, Odra i Warta)

Nie wiem. No nie wiem jak to jest, że wielu znajomych łowi klenie z powodzeniem na dużej rzece na chrabąszcze. Ja stworzyłem do tego celu Brombę i tą właśnie przynętę założę w 9 na 10 dni podczas letnich połowów kleni przy niskim stanie wody. Po pierwsze ze względu na swoją budowę Bromba jest stosunkowo ciężka i da się ją posłać na zaskakująco znaczną odległość, a poza tym wydaje mi się, że mniej zachęca młode kleniki do ataku. Tu ciekawostka, sporo malutkich kleników w granicach 35cm złowiłem na Brombę 33, więc wielkości się nie boją, ale na chrabąszcze łowiłbym tych maluszków na pewno więcej. Nie chcę tego, chcę łowić duże klenie.

Bromba to przynęta powierzchniowa, do której klenie podnoszą się na płytkiej wodzie. To ogólnie. Gdybyśmy jednak chcieli określić idealne warunki połowu Brombą, to byłaby to czysta rzeka z dosyć wartkim prądem, środek lata, niski lub bardzo niski stan wody, świt, obecność odsłoniętych kamienistych główek, wynurzone łachy piachu, powalone drzewa, na szczytach główek i przelewach sporo zanurzonych kamieni.

Zgodnie z powyższym zdjęciem - częściej spodziewaj się brania tuż przed kamieniami (nr 1), niż w samych hałaśliwych zwarach (nr 3)

Tu również zachowujemy dużą ostrożność, ale ze względu na prąd wody klenie na pewno widzą mniej niż na małej rzece. Osobiście używam małych agrafek, żyłki Owner 0,18 i koniecznie okularów polaryzacyjnych.

Podaj Brombę w poprzek rzeki. Daleko w nurt stojąc na napływie główki. Często to będzie nawet środek klatki. Chodzi o to, że Brombę prowadzimy wachlarzem z powolnym kręceniem kołowrotka w taki sposób, żeby napłynęła tuż przed przelewem/przeszkodą/kamieniskiem. Jeśli rzucamy ciężką Brombą 33 to rzuty będą dłuższe i odległość od główki lub innego potencjalnego miejsca przebywania kleni będzie większa, niż w przypadku rzutów Brombą 25. Wędzisko zawsze trzymaj wysoko uniesione do góry. Ważne jest, żeby żyłka nie kleiła się do powierzchni wody.

Przy odrobinie wprawy wyczujesz nawet kiedy agrafka wystaje ponad wodę i jedyną widoczną częścią Twojego zestawu będzie przynęta z kotwiczką.

Zacięcie wykonaj wtedy gdy poczujesz ciężar ryby na wędce.

Powodzenia!

 

 

Artykuł – wywiad z Andrzejem Lipińskim nt. łowienia smużakami, który ukazał się we Wiadomościach Wędkarskich w 2012 roku.

Andrzej Lipiński: porady mistrza

Letnie klenie na smużaki

Letnia niżówka odsłania w rzece wiele miejsc, które w innych porach roku są niedostępne. To magiczny czas, na który ostrzą sobie zęby miłośnicy łowienia kleni, jazi i boleni. Rzeka odsłania swoje tajemnice, miejsca wcześniej niedostępne widoczne są jak na dłoni. To także czas pięknych ryb, widowiskowych ataków i niebywałych emocji.

Ale... Nie wszystko złoto, co się świeci: choć ryby są ścieśnione na dużo mniejszym obszarze i muszą konkurować na dużo płytszych niż w innych porach roku żerowiskach, to niżówka nie jest wcale uznawana za szczególnie łatwy okres w wędkarskim kalendarzu. Wędkarze mają kłopoty z odpowiednim dobraniem sprzętu i przynęt, by sięgnąć i skutecznie obławiać odległe łowiska. Kolejne ataki kleni czy boleni powodują przyspieszone bicie serca, lecz woda jest na tyle niska, że zwykłymi, standardowymi przynętami trudno je obłowić. Łowiska są zbyt płytkie, przynęty łąpią zaczepy lub po prostu grzęzną w piasku lub kamieniach. Niżówka to także inny problem – czysta woda. W połączeniu z niewielką głębokością trudno podejść ryby. Stosunkowo łatwo je wypatrzyć, ale próby podejścia na odległość rzutu najczęściej kończą się niepowodzeniem.

Zmieniają się także zwyczaje żerowe ryb; oczywiście, podstawą w jadłospisie kleni i jazi jest nadal rybi drobiazg, mięczaki i larwy owadów, jednak w nagrzanym powietrzu unoszą się roje owadów. Dla ryb to ważne uzupełnienie codziennej diety, nic dziwnego, że teraz zwracają baczną uwagę na to, co się dzieje tuż nad powierzchnią. Obserwuje się wiele spławów, a także ataków na powierzchni.

A jednak niżówki, przy wszystkich swoich minusach mają niebywały urok. Andrzej Lipiński podkreśla -Moje letnie łowisko to przede wszystkim odcinek Odry w Brzegu Dolnym poniżej śluzy dla barek. Tutaj latem woda jest bardzo niska, rzeka płynie dużo szybciej niż na odcinku powyżej śluzy, jest też wiele różnych przeszkód. Wspaniałe, letnie łowisko. Znalezienie optymalnej przynęty i techniki łowienia trochę trwało. Początkowo wykorzystywałem przynęty, które standardowo stosuje się w takich sytuacjach, przede wszystkim niewielkie, pływające woblery. Starałem się maskować, pochodzić jak najbliżej do stanowisk kleni. Złowienie klenia wymagało sporego wysiłku, w wielu sytuacjach byłem bezradny, po prostu ryby były zbyt ostrożne i nie dawało się ich podejść. Zacząłem zastanawiać się nad tym, jakie cechy powinna być idealna przynęta na tego typu łowiska. Muszę się przyznać, że inspiracja do tych przemyśleń było spotkanie z Dariuszem Duszą. Mniej więcej 10 lat temu los skrzyżował nasze drogi właśnie nad Odrą. Wyniki mielismy bardzo podobne, ale zaintrygowało mnie, że jego przynęty leciały dalej, niż moje. Od tego momentu zacząłem pracować nad taką przynętą, trochę czasu zajęło mi ustalenie odpowiedniego kształtu, wyważenie, dopasowanie wielkości kotwic. Ostatecznego kształtu nabrała rok później.

Po wielu próbach przynęta ustalona została wielkość kotwicy (w stosunku do korpusu proporcjonalnie dość duża, ale dzięki temu ryby łatwiej i pewniej się zacina). Pierwszy model, który się sprawdził, mierzył ok. 3 centymetrów i ważył ok. 4 gramów. Dzięki odpowiedniej kombinacji drewna i ołowiu twórca uzyskał zwarty korpus, ciężki i odpowiednio wyporny. Przy tych parametrach była to przynęta wprost wymarzona do oddawania dalekich rzutów. Mimo dość grubej żyłki (Andrzej Lipiński do łowienia na smużaki stosuje stosuje najczęściej linkę grubości 0,18 – 0,22 mm) wobler leciał jak kamień, dało się nim rzucić prawie trzy czwarte szerokości Odry, a jak wykazywało doświadczenie, na tym dystansie klenie czują się bezpiecznie.

I tak powstała „Bromba”, przynęta, która obrosła już legendą.

Kleniowe miejsca latem

Latem klenie znajdziemy w dość płytkich miejscach, tam, gdzie jest nie głębiej niż pół metra do metra. To ich typowe żerowiska, przebywające w tych miejscach klenie są najczęściej aktywne i można skusić je do brania. Jeśli przebywają w głębszych miejscach to trudniej je tam złowić, szukają tutaj odpoczynku, są mniej aktywne.

Moja taktyka polega na tym, że wędkuję schodząc w dół rzeki i obławiam wszystkie możliwe przeszkody wodne, miejsca tuż przed przeszkodami, także na szypotach, gdzie nurt przyspiesza – radzi Andrzej Lipiński. - W tych miejscach najczęściej dno zalegają kamienie, to dobre miejsca na klenia. Podobnie zresztą jak kamieniste rafy, zwalone do wody drzewa, zanurzone gałęzie, a także na wszelkiego rodaju napływach. Na niżówce takich miejsc jest bardzo dużo. W takich miejscach woda jest natleniona i ryby dobrze się tam czują. Poza tym trzeba pamietać o tym, że im spokojniejsza woda tym więcej czasu ma ryba na przyjrzenie się przynęcie. W takich miejscach brania są często markowane, jakby ryby tylko sprawdzały, czy nie mają do czynienia z oszustwem. Jak pokazuje praktyka „Brombą” można także obławiać zarośnięte brzegi lub odcinki rzeki schowane pod nawisami gałęzi.

Jak łowić

„Bromba” dostępna jest w trzech rozmiarach: 2,5, 3,0 oraz 3,3 cm. Ich wielkość oraz ciężar, różniący o ok. 1 gram, daje inny dystans możliwy do osiągnięcia. Im większa przynęta to także nieco inna, bardziej energiczna praca. Największy model to najlepszy wybór na duże rzeki, model średni ma walory przynęty uniwersalnej, natomiast najmniejsza przynęta sprawdzi się na małych rzekach. Tutaj większe przynęty mogłyby robić za dużo hałasu.

Andrzej Lipiński jest przekonany, że dla ryb kolor przynęty nie ma znaczenia. Przynęta powierzchniowa, bez względu na to, na jaki kolor zostałaby pomalowana, i tak jest odbierana jako ciemny punkt na tle nieba. Większe znaczenie ma ruch. Natomiast dla wędkarza nie jest to już obojętne. Pomalowana w jaśniejsze barwy górna część woblera jest dobrze widoczna w na powierzchni wody, co ma szczególne znaczenie zwłaszcza w dni pochmurne oraz o świcie lub zmierzchu. Brombę wiążę się stosując agrafkę. Rybom to nie przeszkadza (atakują przynętę z tyłu i jej po prostu nie widzą), a dzięki niej możemy w razie potrzeby szybko zmienić przynętę. Technika wędkowania jest stosunkowo prosta. Należy przynętę rzucić jak najdalej w środek rzeki, starając się tak nią pokierować, by spłynęła tuż przed napływem wybranej przeszkody. Gdy w obławianym miejscu występuje równy nurt, bez przeszkód, wtedy należy wykonać dwa - trzy rzuty w jednym miejscu, a następne rzuty wykonać wachlarzowato. Jeśli jednak mamy do czynienia z napływem, wtedy staramy się, żeby przynęta pracowała w samym napływie. Tam, tuż przed przeszkodą, stoją klenie.

Łowiąc na brombę wędzisko trzymamy w specyficzny sposób: szczytówka musi być uniesiona bardzo wysoko, żeby żyłka nie „kleiła” się do wody. Jeśli nie będziemy o tym pamiętać wtedy przynęta może stracić swój wabiący ruch, po prostu „zgaśnie” i będzie szła bez wigoru. Wielkich wymagań co do kija nie ma, wystarczy uniwersalny kij do 20 gramów, odpowiednia długość to 2,7 – 3,0 m. Andrzej Lipiński zaleca żyłkę 0,22 mm; to rozsądny kompromis pomiędzy wytrzymałością a elastycznością. Ponieważ klenie atakują bardzo widowiskowo i pierwsze ataki są bardzo dynamiczne, stąd elastyczność zestawu jest wręcz pożądana i eliminuje część błędów wędkarza. Plecionka nie zapewniłaby tego.

Tempo prowadzenia musimy tak dobrać, by przynęta dość mocno pracowała, czego sygnałem będzie jej charakterystyczne gulgotanie. To naturalne zachowanie przynęty, która należy do tzw. smużaków. Tak poruszająca się przynęta daje silny impuls wabiący ryby. Ważne jest, żeby przynęta zachowywała się bardzo naturalnie. Przynęta porusza się praktycznie na powierzchni wody, dlatego optymalne jest łowisko o głębokości do 1 metra. Z głębszej wody ryby z trudem się podnoszą.

Andrzej Lipiński podkreśla - „Bromba” to moja ulubiona przynęta. Ma charakter przynęty uniwersalnej – dopasowana do stylu żerowania i łowisk kleni oprócz nich wabi także bolenie, a także jazie i wiele innych gatunków. Łowiąc rekreacyjnie w rzekach od czerwca przestawiam się tylko na „brombę”, do września żegnając się w zasadzie z innymi przynętami.

 

Z Andrzejem Lipińskim rozmawiał Józef Wróblewski

 

 

Tomasz Winiarski

Przypadkowe spotkanie ze smużakami ,,HUNTERa"

 


 

Pamiętam jakby to było zupełnie niedawno. W jeden z lipcowych upalnych dni postanowiłem odwiedzić kumpli z Team medic3hs (YT). Umówiliśmy się na spotkanie nad wodą bardzo wczesnym rankiem. Naszym celem miały być oczywiście klenie które zamierzaliśmy łowić na smużaczki. Po dotarciu na łowisko jak zwykle pierwszy był przegląd pudełek kolegów. Właśnie wtedy w pudełeczku Tomka natrafiłem na wobki znane mi wcześniej tylko ze zdjęć które widywałem nie raz na aukcjach Allegro. Nigdy wcześniej jakoś specjalnie nie byłem nimi zainteresowany!? Może dlatego że posiadałem już w moich pudełkach całą masę innych skutecznych, powierzchniowych wabików?! Nie był bym oczywiście sobą gdybym nie wybrał sobie z Tomkowego pudełka kilka sztuk które najbardziej mnie zaintrygowały. Były to cztery nurkujące chrabąszcze oraz dwie bromby. Oczywiście schowałem je sobie od razu do kieszeni i tylko skwitowałem głupim pytaniem: jak chcesz to Ci za nie zapłacę! Na pierwszy rzut oka wabiki niczym szczególnym się nie wyróżniały. Nie świeciły się jak te wszystkie woblery na sklepowych półkach. Pomyślałem sobie wówczas, wobler jak wobler? Może na kleniach zrobią one nieco większe wrażenie jak na mnie?

Wspólnie postanowiliśmy z Tomkiem oraz Kamilem że udamy się na jedną z rzek w okolicach Tarnowa. Niestety ale jak już wkrótce miało się okazać, klenie tego dnia niezbyt chętnie miały zamiar z nami współpracować. Próbowaliśmy tego dnia przechytrzyć je na wszystko co tylko znajdowało się w naszych pudełkach, woblerki, smużaczki, gumki, blaszki ale ryby jakoś nie specjalnie miały ochotę prezentować się w naszych podbierakach. Uparcie próbowałem również łowić na tyle co nabyte sławne wobki Andrzeja Lipińskiego ale te również się nie popisały. Przyznam szczerze że nieco po prostu się na nich zawiodłem?! Co prawda złowiliśmy kilka sztuk okoni oraz ledwo wymiarowych kleni ale to nie one były celem naszej wędkarskiej wyprawy. Czasem po prostu już tak bywa że nie bierze i nie ma zmiłój. Ryby rybami, nie to jest najwarzniejsze. Dla mnie najbardziej liczy się miło spędzony czas nad wodą w dobrym towarzystwie! Po kilku godzinach,  spędzonych nad przepiękną rzeką postanowiłem około piętnastej wracać już do domu. W drodze powrotnej przejeżdżałem nad moją kochaną rzeką Ropą na której praktycznie spędzam najwięcej czasu z wędką w dłoni. Widok nie był zbytnio zachęcający do wyjścia z samochodu oraz wędkowania. Nieco podniesiona i brudna woda to raczej nie są wymarzone warunki do łowienia na spining. Spojrzałem na zegarek który wskazywał godzinę szesnastą. Myślę sobie, kurcze taka wczesna godzina a ja do domu już wracam! Przecież dostałem przepustkę od żoneczki na cały dzień! Zawcześnie na powrót, jeszcze znajdzie mi jakieś twórcze zajęcie?! Od razu skręciłem w kierunku rzeki. Po dotarciu nad wodę zabrałem z auta tylko wędkę oraz kamizelkę i postanowiłem jeszcze troszkę sobie powędkować mimo iż tego dnia ryby na zachęcająco czystej wodzie niebardzo współpracowały. Sięgam po pudełko z wobkami i nie ma. Zostały w samochodzie. Nie zbyt uśmiechało mi się wracać po wobki do auta, jeszcze raz przedzierać sie przez te wszystkie krzaki. Na szczęście przypomniałem sobie o tych kilku smużaczkach ,,HUNTERa" które luzem wrzuciłem do jednej z kieszonek kamizelki. Zupełnie obojętne było mi co założę na agrafkę, woda i tak przecież była mętna. Byle ruszało się w wodzie i git! Kilka rzutów, kilka ruchów korbką i ... ??? Bardzo się zdziwiłem na widok klenia który nie trafił w chrabąszcza prowadzonego tuż pod powierzchnią wody!!! Drugi rzut pod przeciwległy brzeg i tym razem kleń zaatakował już bez pudła!!! Złowiłem pierwszego przyzwoitego klenia tego dnia w tej brudnej wodzie. W przeciągu niespełna godziny miałem bodajże jeszcze cztery sztuki.

 

 

 

Taka woda utrzymywała sie jeszcze przez kilka kolejnych dni. Oczywiście następnego dnia znowu zameldowałem się nad Ropą tuż o świcie. Bardzo byłem ciekaw czy poprzedni wynik nie był po prostu tylko przypadkiem. Szybko zorientowałem się że mętna woda w niczym nie przeszkadza kleniom w namierzaniu smużących woblerków tuż pod powierzchnią wody. Bromby również wzorowo zdały swój egzamin. Podczas kilku kolejnych wyjść nad wode przekonałem się że te woblery potrafią być bardzo skuteczne nawet w niezbyt dogodnych warunkach zarówno latem jak i zimą. Hm... Z początku patrzyłem na nie z lekkim niedowierzaniem a one bardzo szybko znalazły swoje miejsce pośród moich przysłowiowych kleniowych ,,kilerów". Właśnie na Bromby oraz na Chrabąsze udało mi się w ubiegłym sezonie przechytrzyć moje największe klenie.

Do łowienia smużakami ,,HUNTERA" używam typowego zestawu spiningowego do połowu kleni czyli wędziska o długości 2.75m; ciężar wyrzutu 2-14g wraz z niewielkim, niezawodnym kołowrotkiem gdzie szpulka wypełniona jest po same brzegi najczęściej żyłeczką  0.14mm albo 0.12mm. Waga najmniejszych Bromb, Chrabąszczy czy też Insectów raczej wyklucza jak dla mnie stosowanie grubszych żyłek które uniemożliwiają oddawnie dalekich rzutów. O moich sposobach połowu na te woblerki opowiem może kolejnym razem. Na koniec zachęcam jeszcze do obejrzenia jednego z moich amatorskich nagrań ukazujących właśnie moje letnie przygody ze smużakami Andrzeja Lipińskiego na górskiej rzece Ropie.

 

 

 

Serdecznie pozdrawiam,

 

Tomasz Winiarski

STAN WODY